01 sierpnia 2017

23 lipca w ramach XI edycji Chorzowskiego Teatru Ogrodowego wystawiliśmy starą, dobrą Rajzyntaszę. Pomimo wakacji tytuł przyciągnął sporą publikę. Spektakl lekki i przyjemny, dobry na wakacyjną porę, budził salwy śmiechu. Czyżby tylko tyle?

 

Nie tylko ten śmiech i radość nas cieszy. Nie tylko ilość osób na widowni i kondycja aktorów na scenie. Cieszą nas oczywiście wszystkie wyrazy uznania, ale jest coś, co odwraca uwagę od nas samych i koncentruje ją na istocie tego czym jest teatr. My sami przez rozmowy z widzami możemy nieraz doświadczać go głębiej
i z różnych perspektyw czasem tak odległych jak Bydgoszcz, Wrocław czy Gdańsk.

 

To nie był pierwszy raz gdy na naszym spektaklu siedzieli Gorole
z różnych stron Polski. Czy w ogóle zrozumieli spektakl grany
w gwarze o perypetiach tak endemicznego gatunku jak ślązacy? - - mógłby spytać ktoś złośliwy. No i oczywiście ich o to pytamy. Okazuje się, że rozumieją. Rozumieją trochę inaczej, a więcej nawet. Nie w warstwie tekstu i niuansów języka, ale w warstwie doświadczenia, które odkrywa dla nich świat oczami Ślązaka.
W intymnych warunkach teatru, oni się w tych oczach mogą przejrzeć i wejrzeć głębiej do naszych trosk, lęków, radości. Naszej historii, naszej kultury i wrażliwości . Szybko się okazuje, że ten nasz mały, śląski grajdołek jest znacząco różny od ich świata. Różny, ale niezupełnie obcy. Jest ludzki, ciepły, rodzinny, skąpany w tradycji, śmiesznych uprzedzeniach, okraszony rubasznym żartem, skwitowany sentymentalną pretensją, gwarny i głośny jak duża familia na niedzielnym obiedzie. Zaprasza i ugaszcza, fascynuje jak kultura egzotycznych krajów, w których zawsze chcieliśmy być. To spotkanie uwrażliwia, ale daje też odczuwalny brak. Naraz oni - obywatele całej Polski i świata, ofiary przesiedleń, przeprowadzek za pracą, biegli w kilku językach, nie znajdują tego jednego, którym mogliby korespondować ze swoją przeszłością. Daleko od rodzin i parafialnego kościoła, nie znają swoich korzeni.
Rajzyntaszę wypełnioną widokówkami ze śląska, zapisanymi niemiecko brzmiącymi pozdrowieniami zabiorą ze sobą w długo odwlekaną drogę do domu. My nie musimy wracać, jesteśmy
u siebie, ale do tego momentu, chyba aż tak tego nie docenialiśmy.

 

DZIĘKUJEMY!

 

P.S.: Pssst! Jeśli ktoś ma ochotę zobaczyć więcej zdjęć z tego dnia to polecamy nacisnąć poniższy przycisk.

Rajzyntaszę Gorole zabiorą do domu.

TEATR REDUTA ŚLĄSKA